Choć budownictwo wciąż bywa postrzegane jako „męska” branża, coraz więcej kobiet decyduje się na tę ścieżkę zawodową – i odnajduje w niej swoje miejsce. Ich obecność w biurach projektowych, na budowach i przy inwestycjach przestaje być wyjątkiem, a zaczyna być codziennością.
Jedną z takich osób jest inż. Wioleta Alenowicz – doświadczona specjalistka, która od lat z powodzeniem działa w terenie i przy projektach budowlanych. W szczerej rozmowie opowiada o swoich początkach, stereotypach, z jakimi się mierzyła, i o tym, co daje jej największą satysfakcję w pracy. To opowieść nie tylko o kobietach w budownictwie, ale też o kompetencjach, które naprawdę mają znaczenie – niezależnie od płci.

Co skłoniło Panią do wyboru zawodu inżyniera budownictwa?
Wioleta Alenowicz: Dlaczego akurat budownictwo? Bo – jak sądziłam – to dziedzina „statyczna”, w przeciwieństwie do mechaniki, gdzie wszystko się rusza. To przekonanie szybko zweryfikowałam na studiach, poznając takie zagadnienia jak drgania, reologia czy plastyczność. Niemniej, wciąż uważam, że przynajmniej co do zasady – nic nie powinno się ruszać… za bardzo 😉

Jak wspomina Pani swoje początki w branży? Czy płeć miała wówczas jakiekolwiek znaczenie?
WA: Jeszcze jako studentka pracowałam u dewelopera i usłyszałam od starszego kierownika budowy: „Taka ładna i miła dziewczyna nie poradzi sobie na budowie, szkoda, bo się zepsuje”. Czy płeć miała znaczenie? Z perspektywy czasu – zdecydowanie. Moi rówieśnicy takich słów raczej nie słyszeli. Na początku drogi zawodowej, kiedy dopiero budujemy swoją pewność siebie, tego typu komentarze potrafią podciąć skrzydła.
Pamiętam też zabawny moment, gdy jeden z kolegów sprawdzał, czy potrafię wiązać zbrojenie drutem wiązałkowym. Gdy zobaczył, że nie tylko umiem, ale dostałam aprobatę od majstra zbrojarzy, zrezygnował z dalszych „testów”. Od tego momentu traktowano mnie na równi – jako inżyniera, który zna się na rzeczy.

A czy pojawiały się inspirujące momenty?
WA: Tak! W czasie studiów, wraz z kołem naukowym, odwiedziliśmy budowę mostu we Wrocławiu. Spotkaliśmy tam Panią Inspektor, która – zapytana, jak godzi życie rodzinne z zawodowym – odpowiedziała: „Mam czwórkę dzieci i nadal pracuję na budowie, można pogodzić te obie sfery życia – nie przejmujcie się i róbcie swoje!”.

Z jakimi stereotypami dotyczącymi kobiet w budownictwie spotkała się Pani najczęściej?
WA: Klasyka – że kobieta inżynier wie mniej od kolegów. Zdarzało się też, że pytano mnie, czy nie boję się zejść do piwnicy albo wejść na strych – ciekawe, że kolegów takich pytań nikt nie zadawał 😉. Pojawiały się też sugestie, że kobieta nie może jednocześnie być dobrym inżynierem i mieć szczęśliwe życie rodzinne. Tymczasem wiele z nas łączy te dwie sfery z powodzeniem.

Jak zmieniła się rola kobiet w branży na przestrzeni lat?
WA: Dziś coraz częściej kobiety pełnią samodzielne funkcje techniczne. Nadal bywa, że mężczyzna jest kierownikiem budowy, a kobieta „skrzydłową” – inżynierem budowy. Ale przyczyny tego zjawiska są bardziej złożone. Z mojej perspektywy kobiety są bardzo skrupulatne, często dostrzegają inne aspekty pracy, co przekłada się na jakość realizacji. Nierzadko słyszy się: „jeśli inspektor to kobieta – lekko nie będzie”. Kobiety w budownictwie są cenne, gdyż wprowadzą balans oraz inne spojrzenie na problemy i ich rozwiązywanie, zgodnie z zasadą, że zróżnicowane zespoły są efektywniejsze.

Czy społeczne postrzeganie inżynierek zmienia się?
WA: Zdecydowanie, coraz rzadziej spotykam się z zaskoczeniem, że to kobieta jest inżynierem. Natomiast pamiętam sytuację, gdy na budowę przyjechała pompogruszka. Kierowca zapytał: „A gdzie jest kierownik?”. Odpowiedziałam, że właśnie z nim rozmawia. Był zdziwiony i powiedział z pełną powagą: „Pierwszy raz będę to robił z kobietą”. Na szczęście to już raczej wyjątki niż reguła.

Jakie cechy są kluczowe w zawodzie inżyniera – niezależnie od płci?
WA: Oprócz oczywistej odpowiedzialności i dokładności, ogromne znaczenie ma ciekawość. To ona każe zadawać pytania, zanim problem urośnie – dlaczego ta ściana pęka? Skąd różnice w wyglądzie betonu? Ważna jest też komunikacja – jasne przekazywanie informacji, umiejętność pracy w zespole, delegowanie zadań czy prowadzenie spotkań. Inżynierowie pracują z ludźmi – interpersonalne umiejętności są tu nie do przecenienia.

Jak obecność kobiet wpływa na współpracę w zespołach projektowych?
WA: Słyszałam kiedyś, że „w każdej budowie powinna być choć jedna kobieta – bo jest spokojniej i panuje większy porządek”. Coś w tym jest. Kobiety często organizują dokumentację, łagodzą napięcia, ale przede wszystkim wnoszą inne spojrzenie.

Co mogłoby zachęcić więcej kobiet do wyboru tej ścieżki?
WA: Trudne pytanie, bo dzisiaj młodych inżynierów jest coraz mniej, bez względu na płeć. Pomóc mogłyby kampanie pokazujące kobiety, które godzą życie prywatne i zawodowe. Pokazujące, że budownictwo to nie tylko ciężka fizyczna praca na placu budowy, ale też projektowanie, planowanie, nadzór – także zdalny. Potrzebujemy wzorców, które pokazują, że można być kimś więcej niż tylko „pomocnikiem” kierownika.

Jaką radę przekazałaby Pani młodej dziewczynie, która waha się przed wyborem studiów budowlanych?
WA: Kobiet w budownictwie jest coraz więcej – to już nie tylko „męska branża”. A adaptacja to proces: najpierw liceum, potem studia, potem praca – krok po kroku przyzwyczajamy się do tego środowiska. Zdobywamy wiedzę i doświadczenie. W końcu okazuje się, że świetnie odnajdujemy się w tej rzeczywistości – i wielu z nas trudno wyobrazić sobie pracę w 100% kobiecym środowisku.

Co daje Pani największą satysfakcję z pracy?
WA: Świadomość, że nasza praca ma realny, namacalny efekt. Że wpływamy na bezpieczeństwo, komfort i jakość życia – nie tylko nasze, ale wszystkich użytkowników przestrzeni, które współtworzymy.