Z prezesem Krajowej Rady PIIB – Mariuszem Dobrzenieckim rozmawia Radosław Wojnowski, rzecznik prasowy Polskiej Izby Inżynierów Budownictwa.

 

Według najnowszych danych GUS-u sytuacja w sektorze budowlanym nie jest najlepsza. W czym upatruje Pan głównej przyczyny takiego stanu?
2024 był najtrudniejszym rokiem dla branży budowlanej od momentu wejścia Polski do Unii Europejskiej. Kończą się pewne cykle zapewniające do tej pory finansowanie inwestycji i wszyscy w dalszym ciągu czekają na to, kiedy będzie można skorzystać z nowych. Widzimy to z perspektywy firm działających w obszarze zamówień publicznych, a także branży mieszkaniowej. Jest to rzeczywiście bardzo trudny moment. Wiele firm, które nie zapewniły sobie poduszki finansowej, może odczuć duże turbulencje.

 

Czy taka sytuacja to dla Pana zaskoczenie?
Z jednej strony tak, ponieważ wszyscy liczyliśmy na szybsze odblokowanie środków unijnych związanych z KPO, a ten rok był szczególnie takim, w którym byłyby one bardzo przydatne, zapewniając płynność finansową na rynku. Z drugiej strony spora część branży liczyła na ekspansję na rynek ukraiński, co wydaje się coraz bardziej nierealne.



Dlaczego Pan tak uważa?  
Myślę, że musimy spojrzeć na sytuację za naszą wschodnią granicą obiektywnie, a nie życzeniowo. Jeśli Ukrainie nie uda się odzyskać terenów zajętych przez Rosję, odbudowa na nich będzie prowadzona przez firmy rosyjskie. W pozostałych przypadkach będą działały głównie firmy ukraińskie, które być może będą wspierane przez zachodnie konsorcja. Nie będzie to jednak sytuacja, która da naszym firmom upragnione Eldorado i otworzy wielomilionowe kontrakty. Mówię tu oczywiście o rynku usług budowlanych. Produkty, które będziemy eksportować, będą rzeczywiście miały potężny rynek zbytu, ale w mojej ocenie nie będzie on tak szeroki, jak pierwotnie wszyscy uważaliśmy. A kto jest temu winny? Myślę, że geopolityka i to, w jaki sposób potoczyła się wojna w Ukrainie. Nie obwiniałbym nikogo po Polskiej stronie.

 

Wracając na nasze podwórko: czy te perturbacje, które dotykają naszych przedsiębiorców, mogą bardzo mocno wpłynąć na ich funkcjonowanie?
Na pewno nie obejdzie się bez redukcji zatrudnienia. Część firm już to robi, część dopiero się do tego przymierza. Wszystko zależy od zaplecza finansowego, które zostało
na te gorsze lata przygotowane. Wiemy też, że część firm nie miała takiej poduszki i obecnie staje przed bardzo trudnymi decyzjami – czy jeszcze walczyć o przetrwanie, czy nie powiększać pasywów i zakończyć działalność. Ta sytuacja dla rynku jest o tyle niekorzystna, że jeśli w porę nie zareagujemy, możemy utracić istotny potencjał drzemiący w naszym sektorze, który będzie niezbędny do realizacji strategicznych inwestycji rządowych. Są nimi projekty mieszkaniowe, infrastrukturalne, z CPK na czele, energetyczne, z atomem czy potężnymi farmami wiatrowymi. Raz utracony potencjał może być bardzo trudny do odbudowania.

 

W takiej sytuacji ucierpią głównie małe i średnie firmy?
Dokładnie tak. Ucierpią podwykonawcy. Duzi gracze, jakimi zazwyczaj są generalni wykonawcy, zapewne sobie poradzą. Mają oni rozbudowane portfolio, więc będą w stanie tak zarządzać przepływami, by doczekać do następnej fali. Problem dotyczy mniejszych podmiotów, które nie są w stanie tak lawirować po wzburzonych wodach kryzysowej gospodarki. Utrata ich potencjału jest najgroźniejszym elementem tej układanki. Tutaj potrzeba dobrych i przemyślanych rozwiązań, które nie dopuszczą do takiej sytuacji.

 

Jakaś tarcza dla firm budowlanych? Program osłonowy?
Jestem zdecydowanym przeciwnikiem rozdawania pieniędzy. Zamiast je rozdawać, trzeba po prostu umożliwić firmom zarabianie. Pomoc, która jest moim zdaniem adekwatna, to uwolnienie części zapowiadanych przetargów i nakręcenie koniunktury w budownictwie. To musi się wydarzyć dość szybko. Uważam, że to dobry moment na konkretne decyzje. Czas jednoznacznie określić, jak ma funkcjonować nasza branża w najbliższych latach. Co ma być priorytetem. Czy ma to być budownictwo mieszkaniowe, zaspokajające potrzeby socjalne, czy infrastruktura, która będzie powstawać w ramach sieci kolei tworzonych przy CPK. Firmy na szczęście mają zdolności dostosowywania swoich ofert do potrzeb rynku, ale muszą mieć realną wizję, w którą stronę mają zmierzać. W tym momencie nie jest to jasne i wszyscy poruszamy się po omacku. Efektem tego jest wynik – we wrześniu produkcja budowlana skurczyła się rok do roku o 9%. Czas zacząć wyciągać wnioski.

 

Czy odbudowa terenów dotkniętych powodzią może być jakimś impulsem?
W pewnym stopniu na pewno tak jest. Proszę jednak pamiętać o geografii i o tym, że do Kotliny Kłodzkiej czy Głuchołaz jest jednak spory kawałek drogi nawet z perspektywy Warszawy, więc z procesu odbudowy skorzystają głównie firmy z województw dolnośląskiego i opolskiego oraz z województw ościennych. Cała reszta Polski będzie raczej wykluczona ze względów logistycznych. Ważne jest jednak, by przy samej odbudowie pamiętać o ludziach, którzy zostali dotknięci tą katastrofą, i racjonalnie bilansować zarobek. Dorabianie się fortun na krzywdzie ludzkiej zawsze w historii źle się kończyło. Oby w tym wypadku nie było takich sytuacji.

 

Rozmawiał: Radosław Wojnowski
Fot. Tomasz Wróblewski

 

Wywiad opublikowany w czasopiśmie „Budownictwo. Trendy i Biznes” nr 2/2024